Strony

piątek, 9 stycznia 2015

Rozdział 10



NATHAN:
Poszedłem do baru, gdzie byłem umówiony. Znudziło mi się czekanie na zew., więc wszedłem do środka, usiadłem przy wolnym stoliku. Po chwili przyszła do mnie młoda dziewczyna, kiedyś bym się nią zainteresował, ale biorąc pod uwagę okoliczności nie mogłem, albo nie chciałem tego zrobić. Podała mi kartkę z napisem " W lesie naprzeciwko ". Miałem przeczucie, że to nie skończy się dobrze, ale nie miałem innego wyboru, chciałem chronić swoją dziewczynę. Po chwili byłem w oznaczonym miejscu, rozglądając się zobaczyłem jakiś chłopaków, więc postanowiłem się tam udać. Podchodząc bliżej zauważyłem osobę, która mi kogoś przypominała, gdy byłem już wystarczająco blisko zobaczyłem, że to Jake, moje serce automatycznie przyśpieszyło, nienawiść jaką go darzyłem sprawiła, że miałem ochotę się go pozbyć.
- Chłopaki patrzcie kto raczył się tu pofatygować. - zaczął Jake.
- Który z was to pisał?
- O jaki zdenerwowany. -zaśmiał się.
- Czego od niej chcecie? Aty co Jake nie umiesz pogodzić się ze stratą dziewczyny? - powiedziałem czując, że zaraz wybuchnę.
- Powtórz to! - ryknął chłopak.
- Nie umiesz zaakceptować tego, że laska Cie rzuciła?!
- Widzę, że robi się ciekawie, to może ja przyniosę popcorn. - zaśmiał się jeden z chłopaków.
- Stul pysk! - wrzasnął na niego Jake - Spadaj stąd.
- Ani mi się śni, z chęcią popatrzę.- kontynuował chłopak.
- To może mu opowiesz kto pisał te wiadomości?! - wysyczał Jake.
- A ty teraz chcesz się z tego wykręcić?
Nie miałem ochoty tego dłużej słuchać. Z każdą chwilą byłem coraz bardziej wściekły. Próbowałem się uspokoić, ale to nic nie dało, miałem ochotę skopać im tyłki, tak aby nigdy więcej nie popełnili tego błędu. Wystarczyło jedno słowo, żeby wyprowadzić mnie z równowagi. Straciłem nad sobą kontrolę, rzuciłem się z pięściami na Jake i jego kumpla, Po prostu nie wytrzymałem i wybuchłem, zadawałem kolejne ciosy bez opamiętania i już bym wygrał, gdyby nie to że koledzy Jake przyszli mu z pomocą. Przyznajmy szczerze nie miałem szans z czterema prawdopodobnie starszymi ode mnie facetami, ale nie miałem też zamiaru się poddać, walczyłem do samego końca.... dokąd pamiętam.

NICOLE:
Dostałam wiadomość: " Twój kochaś jest w szpitalu, może chciałabyś go odwiedzić? " Momentalnie zerwałam się z łóżka i wybiegłam z domu, wsiadają do pierwszego autobusu, który jechał w stronę szpitala. Na miejscu udałam się do rejestracji, gzie powiedzieli mi, że nie mogą udzielić mi żadnych informacji, postanowiłam więc sama go znaleźć. Szukałam po wszystkich salach, nagle moim oczom ukazał się on, leżał na łóżku, bardzo się o niego martwiłam i choć nie wiedziałam, czy mnie kocha to nie mogłam tak łatwo odpuścić. Weszłam do sali zamykając za sobą drzwi. Był nieprzytomny. Usiadłam na stołku obok łóżka chłopaka i przyglądałam się mu, a po moim policzku spłynęła jedna łza. Po chwili do sali weszła kobieta, zapewne była mamą Nathana.
- Przepraszam, mogę wiedzieć kim jesteś?- spytała podchodząc bliżej.
- Ja jestem jego dziewczyną. Wie pani co z nim?
- On jest- zacięła się - on jest w śpiączce.
Momentalnie zrobiło mi się gorąco, serce zaczęło mi szybciej bić.
- Ale jak to? Co się stało?- spytałam zaskoczona, a w moich oczach pojawiły się łzy.
- Został mocno pobity, na szczęście policja zajęła się już tą sprawą.
- Czy wie pani kim byli ci ludzie?
- Nie, ale - zatrzymała się ewidentnie nad czymś myśląc - jak go tu przywieźli powiedział czyjeś imię, może powiesz mi kto to?
- Pomogę jak tylko będę mogła.- powiedziałam pewnie.
- Jeśli się nie mylę powiedział " Jake".
- On?- powiedziałam sama do siebie.
Dlaczego mu to zrobił? Dlaczego nie może mi dać spokoju? Dlaczego rani osoby, na których mi zależy?
Podałam adres mojego byłego chłopaka, a ona poszła zawiadomić o tym policję. Spojrzałam na Nathana, a w oczach pojawiły mi się nowe łzy.
- Kocham Cię. - szepnęłam czują jak pojedyncza łza spływa po moim policzku. Musnęłam jego usta. - Wiem, że ty mnie nie. - dodałam podnosząc ostrożnie jego dłoń do swoich ust.- Ale to nic. - pocałowałam jego dłoń starając się nie rozbeczeć do końca.- " Nie musisz mnie kochać, nie musisz mnie nawet lubić, po prosty żyj, dobrze? Nic więcej. "- otarłam wierzchem swojej ręki łzy spływające mi po twarzy. - Śpij, skarbie i wiedz, że ja tu na ciebie czekam...
Wyszłam z sali, zamykając za sobą drzwi.



1 komentarz:

  1. musze przyznac,ze sama prawie sie poplakalam :') swietny rozdzial,szkoda,ze taki krotki.

    OdpowiedzUsuń